Korwinów

 

05 Przytulia


Obudziła się w dziwnym miejscu. Było ciemno, ciasno i niezbyt ciepło. Nie mogła się poruszyć. Z każdej strony otaczały ją pachnące pięknie ściany, a sufit nad nią zdawał się być lekko przezroczysty. Obok panował dziwny gwar, słychać było szelest skrzydeł. W powietrzu unosił się zapach czystego propolisu. Pachniał lasem, ziołami i przestrzenią.
- Jestem… żyję… powstałam… Już nie jestem brzydką, białą, wiecznie głodną larwą. Jestem pszczołą - pomyślała. - Muszę stąd wyjść. Szybko. I to bardzo szybko. Tylko jak? Dookoła mnie są ściany i sufit… zaraz… - skupiła się. – Sufit jest cienki, mogę go przegryźć!

Zaczęła delikatnie go skubać, aż zrobiła małą dziurkę. Wpadło przez nią troszkę światła. Wystawiła czułki. Po chwili wyskubała ciut więcej i przyłożyła oko do szczeliny.
- Co to jest? Czy tak wygląda mój dom? Gdzie jest moja mama? Kim one są i dlaczego jest ich tak wiele? No nie wiem, czy chcę stąd wyjść, bo trochę się boję – myślała.
- Kochanie, nareszcie! Czekam tu na Ciebie – usłyszała głos.
- Na mnie? - zapytała nieśmiało. - Czekasz na mnie? Kim jesteś? Jesteś moją mamą?
- Nie, nie jestem naszą mamą. Jestem Sasanka. Jestem piastunką - wyjaśniła uśmiechając się i radośnie bucząc. - Jestem Twoją siostrą. Wszystkie mamy jedną mamę. Jak się pospieszysz, to może ją dziś jeszcze zobaczysz. Ona niedługo pójdzie spać na zimę. Tak długo czekałyśmy, aż się urodzisz... Wychodź, dam Ci jeść. Wszystko w porządku?
- No… nie wiem… trochę się boję tego świata. Nie wiem co mnie tu spotka - odparła nieśmiało.
- Oj, trafiła mi się myślicielka - zaśmiała się Sasanka. - Wychodź maleńka! Muszę Cię obejrzeć Przytulio.
- Przytulia? Tak mam na imię? Przytulia… - powtórzyła. - Podoba mi się. Poczekaj, już wychodzę.
Przytulia powolutku wysunęła główkę i rozprostowała czułki. Potem bardzo delikatnie wysunęła łapki, najpierw przednie, potem tylnie i grzecznie wyszła z plastra.
- O! Jak tu jest ciekawie – powiedziała rozglądają się dookoła. - Ciekawie, ale chłodno.
- No chłodno, bo my w zasadzie o tej porze to już idziemy spać. Bardzo długo zastanawiałaś się, czy chcesz się urodzić. Tak długo, że spadł pierwszy śnieg. Moja droga, jesteś zimową pszczołą - oznajmiła Sasanka.
- Czy to dlatego mam jasne futerko? – zapytała Przytulia.
- Nie, nie dlatego. Każda pszczoła, która się rodzi jest najpierw jasna. Twoje skrzydła jeszcze się nie wyprostowały, a Twoje żądło dziś jeszcze nie może żądlić.
- Skrzydła? Taaak! Mam skrzydła! To wspaniale - podskoczyła z radości Przytulia. - I żądło! Mogę nim użądlić kogoś, kogo nie polubię.
- Zaraz, zaraz, nie tak szybko. Żądło faktycznie możesz użyć, ale tylko raz - odparła poważnie piastunka. - Żądlimy tylko wtedy kiedy się boimy, kiedy ktoś nam zagraża. Żądlimy w obronie nas i całej rodziny. Pamiętaj o tym Przytulio, bo gdy kogoś użądlisz, zapłacisz za to swoim życiem. Nie ma możliwości, aby żądło wyciągnąć po wbiciu, więc praktycznie wyrywamy je sobie, a chwilę potem umieramy gdzieś w trawie. Pamiętaj więc kochana, nasze życie jest cenne i nie żądlimy bez powodu - tłumaczyła Sasanka. - A teraz choć kochana. Przedstawię Cię innym, zjesz coś i pokażę Ci co będziesz jutro robić. Bo dziś zapoznasz się z ulem, zobaczysz co robimy. Od jutra czeka Cię ciężka praca, ale powinnaś się cieszyć, bo jako zimowa pszczoła zobaczysz wiosnę i trochę lata. Moje pokolenie już niedługo zaśnie i się nie obudzi, a pokolenie Was, pszczół zimowych, będzie dbało o matkę i rodzinę przez całą wiosnę. To wy jesteście przyszłością tego ula. A teraz chodź, idziemy Cię przedstawić.

Po obfitym śniadaniu i wycieczce po całym ulu, Przytulia poczuła się bardzo zmęczona. Sasanka zajęła się inną pracą, a ona miała iść spać, jednak nie mogła zasnąć. Ciągle myślała o tym, co mówiła jej Sasanka. Ciekawa była co jest poza ulem, tym bardziej, że co jakiś czas dało się słyszeć rozmaite dźwięki. Inne pszczoły powoli zbierały się kłąb do spania. Wyglądały jak wielka szyszka. Do ula wpadły promienie światła i ku tym promieniom postanowiła pójść Przytulia. Podreptała w ich kierunku, a gdy zobaczyła wyjście z ula, poczuła nagłą chęć wydostania się na zewnątrz. Powoli, niepewnie zbliżała się do wyjścia, gdy na wylotku zobaczyła bardzo groźnie wyglądającą pszczołę.

- A ty, panno, to gdzie się wybrałaś? – zapytała strażniczka - Od kiedy to siwe pszczoły wyłażą z ula kiedy i jak chcą? Co? Przepustkę od piastunki masz?
- Nie mam… przepraszam – odparła wystraszona. - Nazywam się Przytulia i nie mogę spać – odparła trąc pyszczek łapką.
- Wcale się nie dziwię, że spać nie możesz. Taki tu jazgot na pasieczysku, że mnie samą już głowa boli! Ryszarda jestem, dla przyjaciół Rysia - uśmiechnęła się strażniczka. – Kochana, bardzo chętnie bym Cię wypuściła i pogoniła do pracy na łąkę, ale… Po pierwsze za mała jesteś, nie dolecisz. Po drugie nie ta pora roku, już późna jesień i w ciągu kilku dni wszystkie pójdziemy spać. A po trzecie, samej to ja Cię nie puszczę! Choć, nie powiem, ale sama jestem ciekawa, co się tam dzieje – przyznała Rysia. – Mam pomysł. Pokaż skrzydła – przyjrzała się dokładnie Przytulii. - Nie no… dasz radę… już są pięknie rozprostowane. Dasz radę kawałek polecieć. Zobaczysz, jakie to wspaniałe uczucie. Tylko pamiętaj! Trzymasz się blisko mnie, z nikim nie rozmawiasz i nikomu w ulu pod żadnym pozorem nie powiesz, że byłaś ze mną poza ulem! - instruowała strażniczka. - Stoję tu już tydzień i nudzę się niemiłosiernie. Pogoniliśmy trutnia Alojzego i od tej pory nic się nie dzieje. Nawet żadna pszczoła ula nie pomyliła. Nudy okropne, więc zrobimy sobie wycieczkę. Tylko poczekaj chwilę - powiedziała Rysia, po czym zawołała swoją koleżankę, która stojąc w cieniu wylotka była praktycznie niewidoczna.
- Gieniu, popilnuj tu chwilę, proszę. Ja z małą polecę pogonić to towarzystwo. Tak się tam kłócą, że cały ul zaraz obudzą. Zobaczę co tam się dzieje.
- Oczywiście szefowo, z czystą przyjemnością - odparła Gienia.

Rysia i Przytulia poleciały w kierunku hałasu, a widok jaki zastały był bardzo ciekawy.

Lisica Zuuu leżała ze śmiechu na trawie. Fokus starał się być poważny, choć jego merdający ogon zdradzał rozbawienie.
Czarna przyciskała łapą do ziemi brodatego i okropnie brudnego skrzata. Skrzat miał potarganą koszulkę, za długą czapkę i goły zadek, bo coś się stało z jego spodniami. Drugi skrzat, a w zasadzie skrzatka, tarmosiła bez litości ogon Czarnej. Skrzatka miała włosy rozczochrane, buzię ubrudzoną, po policzkach spływały jej łzy, a duży nos raczej suchy nie był. Mała, oględnie mówiąc, była wybrudzona, zapłakana i konkretnie usmarkana. Czarna natomiast starała się zachować spokój, choć nie podobało jej się to szarpanie i nerwowo zarzucając ogonem, raz w prawo, raz w lewo, starała się uwolnić od zapłakanej skrzatki. Skrzatka krzyczała przy tym w niebogłosy. Przyciśnięty do ziemi skrzat też do spokojnych nie należał. Wygrażał Czarnej na wszystkie możliwe sposoby.

- Cisza! - krzyknęła Ryszarda - A niech Was banda szerszeni pożądli! Co się tu dzieje? Możecie się na chwilę uspokoić?! Zamknąć paszcze, ale to już! – wrzeszczała - Bo słowo daję, zaraz użyję żądła i dopiero wtedy będziecie mieć powody do wrzasków!

Nastała cisza. Przytulia usiadła na gałązce porzeczki, przyglądając się całemu towarzystwu.

- Witaj – odezwał się Fokus. – Sama zobacz co tu się porobiło. Wybierałem się do Ciebie na pogawędkę, kiedy okazało się, że w tej dziurze mieszka Zuuu. Potem Czarna przyniosła „coś” z tamtych traw i toto wrzeszczy okropnie. A ja pierwszy raz widzę to na oczy.

- Tylko nie „coś”! - odparło „coś” podnosząc się z trawy - Jak ja wyglądam? Potargałaś mi spodnie! Zgubiłem but i cały jestem w błocie! - lamentował skrzat.
- A było uciekać i chować się kretowisko? – odparła Czarna.
- Myślałem, że chcesz mnie zjeść, więc uciekałem.
- Zjeść? Też coś… Nie jadam byle czego – fuknęła Czarna. - A Ty przestań się mazać, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść – powiedziała Czarna do skrzatki.
- A fostafisz naf f fokoju? – zapytało drugie „coś”.
- Że co? Nic nie rozumiem. Weź no się wysmarkaj i powiedz normalnie jeszcze raz – dodała Czarna.
Po chwili jednak pożałowała tych słów, bo dało się słychać potężny gwizd i Czarna wyskoczyła jak oparzona.
- To już jest przesada! Mój ogon nie jest do smarkania!! O fujjj! Nasmarkałaś mi na ogon. Łee… jak ja go doczyszczę? Fujjj… - tym razem rozpaczała Czarna.
- Przepraszam… - odparła skrzatka już całkiem wyraźnie, ale jeszcze z trudem łapiąc powietrze. - Nic innego pod ręką nie było. Potargała mi się koszula i nie miałam rękawa, żeby się wysmarkać - dodała smutno, ale już spokojnie.
- No dobra – przerwał Fokus. - O co tu chodzi? Kim Wy jesteście i jak się nazywacie?
- Nie pamiętamy… – przyznała skrzatka. - Nie pamiętamy jak się nazywamy, ale jesteśmy skrzatami leśnymi. Mieszkaliśmy w starej wierzbie. W tej samej, gdzie mieszkały nietoperze. Zamieszkiwaliśmy tam bardzo długo, bo przypominam sobie, że było tu kiedyś tylko kilka domów, które miały dachy ze słomy. Było cicho, ludzie się szanowali i lubili skrzaty – rozmarzyła się. - Dostawaliśmy na miseczkach co wieczór ciepłe mleko prosto od krowy… A potem wszystko się zmieniło. Pewnego dnia nasze drzewo spadło na ziemię, my wypadliśmy z łóżek. Uderzyliśmy się tak mocno w głowy, że nie pamiętamy jak się nazywamy. Uciekliśmy z dziupli w krzaki i patrzyliśmy jak ludzie zabierają nasz dom. Zapakowali drzewo na wielkie aucisko i odjechali, a my zostaliśmy bez domu… sami…
- Ja to nawet tego nie pamiętam… Nic nie pamiętam… - wtrącił skrzat, owijając się liściem chrzanu, który rósł obok, aby zasłonić goły tyłek. - Nic nie wiem oprócz tego, że jestem skrzatem - dodał ponuro.
- Ale ja wiem, że nazywacie się Wrzosek i Nawłotka – odezwała się do skrzatów Rysia. - Całe lato Was obserwowałam. Pomagaliście leśnym zwierzętom, opiekowaliście się chorym jeżem i pilnowaliście piskląt ptakom.

Rysia podleciała do Fokusa i zaleciła:

- Fokus, dajcie im bezpieczny kąt, bo idzie noc. Dajcie im jeść… i niech odpoczną, bo wrażeń chyba wszystkim wystarczy. Ja muszę odprowadzić tą małą do ula, bo już późno. Jutro, jak wstanie słońce, to przylecę i zastanowimy się wspólnie, co tu z nimi zrobić.
- Niech tak będzie – zgodził się Fokus. - Mogą dziś spać w mojej budzie. Zaraz ich tam zaprowadzę. Zuu zajmij się swoją norą, a Czarna swoim ogonem. My idziemy - zarządził pies i powoli podreptał w kierunku budy, prowadząc za sobą dwa obdarte, brudne i głodne skrzaty.
- A kto mi ogon wyczyści? Co? No zaraz, zaraz… ktoś go przecież osmarkał! - zawołała Czarna, ale skrzatów już nie było. Z daleka na wietrze dało się dostrzec tylko powiewający, zadarty ogon Fokusa.
- Wracamy do ula Przytulio. Nareszcie jest tu cisza, możesz iść spać - powiedziała Rysia i obie poderwały się do lotu.

c.d.n.



Autor: Ewa Zawadzka


2022-12-02

Powyższy tekst chroniony jest prawami autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden z fragmentów lub całość tekstu nie może być kopiowana ani publikowana w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Autorki. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

Kontakt:

redakcja(at)korwinow.com

tel. 516 464 400

Najczęściej czytane:


Promocja książki "Opowieści z Nawłociowej Pasieki"

Spotkanie z Qbą Bociągą

Podsumowanie projektu Nawłociowa Pasieka Dzieciom



Polecane strony:

 

KB Systems s.c. - projektowanie zaawansowanych aplikacji internetowych

 

Elunia.korwinow.com - wiersze, rymowanki, fraszki

 

CampingSielanka.pl - biwak, kajaki, relaks

 

 

 

Wykorzystujemy pliki cookies, aby nasz serwis lepiej spełniał Państwa oczekiwania. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Aby dowiedzieć się więcej na temat cookies kliknij tutaj.