Artykuły, felietony, opracowania
- 52 I tak nam minął rok
- 51 Koronacja
- 50 Przygotowania
- 49 Zaproszenie
- 48 Pszczoła zimowa
- 47 Dylematy Wiewiórczaka
- 46 Albinka
- 45 Koza babki Janiny
- 44 Zakarmianie
- 43 Tatusiek
- 42 Czy pszczoły chorują
- 41 Nocą
- 40 Czarna
- 39 Powrót do domu
- 38 Korona
- 37 Warunek
- 36 Skrzacia córka
- 35 Nowa rodzina
- 34 Zadra
- 33 Nie odchodź
- 32 Katastrofa
- 31 Staruszka
- 30 Skarby Zuu
- 29 Rójka
- 28 Miodobranie
- 27 Pochodzenie
- 26 To jest napad
- 25 Jej Wysokość Adelajda
- 24 Toperz czy Nietoperz
- 23 Adamos
- 22 Pszczele tajemnice
- 21 O igłach i ogonkach
- 20 Nowe pokolenie
- 19 Wiewiórczak
- 18 Obloty
- 17 W nowym miejscu
- 16 Przeprowadzka
- 15 Maniek
- 14 Gdzie jest Rysia
- 13 Interesy z Zuuu
- 12 Na złość
- 11 Podkurzacz
- 10 Rabusie
- 09 Pali się
- 08 Ta noc
- 07 Bohater
- 06 Wypadek
- 05 Przytulia
- 04 Zuuu
- 03 Truteń Alojzy
- 02 Uciekające wiadro
- 01 Nieproszony gość
Ochotnicza Straż Pożarna w Korwinowie
Warto rozmawiać - spotkania w sołectwach
Społeczeństwo Obywatelskie – wyzwania XXI wieku
Dzieje Ochotniczej Straży Pożarnej w Poczesnej
Poznaj swojego Parlamentarzystę
Dzieje szkolnictwa podstawowego w Poczesnej
Górnictwo rudziane – V wieków tradycji
Jubileusz Parafii Poczesna 1606 - 2006
45 Koza babki Janiny
Na końcu wsi, tuż pod lasem, od bardzo wielu lat mieszkała babka Janina. Nikt nie wiedział ile miała wiosen, ale patrząc na jej twarz można było stwierdzić, że pewnie pamiętała czasy przedwojenne. Janina za młodu była nauczycielką w wiejskiej szkole, a miłość do zwierząt doprowadziła do tego, że dom jej był istnym schroniskiem dla porzuconych i niechcianych stworzeń. Ponoć jej mąż był kiedyś ułanem, miał piękną szablę i jeszcze piękniejszego konia, ale wyruszył na wojnę i już z niej nie wrócił. Janina poprzysięgła sobie, że więcej za mąż nie wyjdzie. Pracowała w ogrodzie, uprawiała ziemię i tak mijały lata. Kiedy coraz więcej siwych włosów miała na głowie, postanowiła kupić sobie kozę. Wybrała się na targ i wróciła z kulawą i najbrzydszą kozą jaką świat widział.
- Janino, coś Ty za pokrakę przywiozła? - pytali zszokowani sąsiedzi.
- No zabrałam ją do domu, bo nikt inny jej nie chciał - tłumaczyła Janina. - Że kulawa to nic, to się wyleczy, ale jakie piękne rogi ma! I ta broda! Cudne stworzenie!
- Chyba czort wcielony… - stwierdził sołtys drapiąc się po głowie na zasłyszane tłumaczenia Janiny.
No cóż, koza rzeczywiście piękna nie była. Miała potężne, zakrzywione na boki rogi i długą, rudą brodę. Do tego rudo-białe futro i wielkiego zeza. W jej oczach widać było coś, co trudno wytłumaczyć, a jej zezowate, świdrujące spojrzenie wywoływało ciarki na plecach.
Zamieszkała więc koza z Janiną i początkowo dobrze im się mieszkało. Czas mijał, a koza rozpanoszyła się po całej okolicy. Nie słuchała Janiny w ogóle, robiła jej na złość i coraz częściej wybierała się na plądrowanie cudzych ogrodów, ku rozpaczy mieszkańców i irytacji Janiny. Nie było dnia, by ktoś nie przychodził do niej ze skargą, że koza napadła na jego ogród i zeżarła wszystko co tam było.
- Ty Zgago jedna! - wykrzykiwała Janina zaganiając kozę do domu. - Mogłam Cię nie zabierać z tego targu! Na kiełbasę by Cię przerobili. Co za niewdzięczne stworzenie! Ciągle się ktoś skarży. Jak Ci nie wstyd?! – lamentowała.
Cała okolica przyzwyczaiła się już do tego, że nie było dnia, żeby koza nie galopowała przez wieś w dzikim pędzie, wyganiana z cudzego ogrodu, a za kozą babka wołając: Ty Zgago jedna! Marsz do domu!
Nie pomogły przywiązywania Zgagi na powrozie, bo każdy zerwała. Nie było ogrodzenia, którego by nie otworzyła, a potem w szale gnała w wieś. Nie wychodziła z ogródka, dopóki nie skonsumowała tam wszystkiego. Często na odchodne zabierała jeszcze brzozową miotłę, którą chrupała po drodze. Potem taka obżarta leżała przy wielkim dębie pod lasem, bekając i puszczając bąki do wieczora.
Tego dnia Zgaga wybrała się do pasieki. Upatrzyła sobie zielnik Nawłotki, który już dość dobrze odrósł po ostatnim splądrowaniu. Cel był prosty: wejść, zjeść i uciec, a potem chrapać pod dębem do wieczora.
Zgaga zaczaiła się w krzakach obok pasieki i czekała cierpliwie kiedy skrzaty pójdą do pracowni. Czarna wybrała się na łowy, ale że po drodze spotkała dzieci na boisku, to już dalej nie poszła. Uwielbiała te maluchy. Przytulały ją, głaskały po wąsach, a czasami częstowały kiełbasą ze swoich kanapek. Czarna za to mruczała im najpiękniejsze kocie piosenki i pozwalała się przytulać. Fokus ze Stefanem właśnie kopali dziurę i szukali okazałych dżdżownic w drugim końcu ogrodu. Tym sposobem zielnik Nawłotki pozostawał do pełnej dyspozycji Zgagi. Koza wyskoczyła z krzaków i pędem ruszyła w jego kierunku. I tak grządki z rumiankiem, miętą i oregano stanowiły przystawkę. Pierwsze danie czyniła szałwia z lubczykiem i grządka ze szczypiorkiem. Na drugie danie koza wybrała kocimiętkę, bazylię i konkretny zagon pokrzywy. To nic, że parzyła ją w paszczę, bo smakowała wybornie. Na deser skubnęła jeszcze kępę piołunu i pewnie poszłaby niezauważona spać pod las, gdyby nie jej nadmierna ciekawość. Spostrzegła bowiem piękny, nowy ul Albiny. Podeszła bliżej, wciągnęła w nozdrza słodki zapach miodu i stwierdziła, że tak, to jest to, na co właśnie ma ochotę.
Postanowiła zrzucić rogami daszek i tak dostać się do środka. Plan wydawał się idealny, ale nie przewidziała, że w ulu jest strasznie dużo pszczół i wcale nie będą bały się jej dużych rogów. Nie domyślała się też, że przez jej rude futro całkiem łatwo przebije się żądło zdenerwowanej pszczoły. I kompletnie nie miała pojęcia o tym, że takie małe stworzenia szybko nauczą ją rozumu i będzie to wyjątkowo cenna lekcja.
Rozochocona Zgaga zrzuciła więc daszek tak jak zaplanowała, a potem wszystko już było zupełnie inaczej niż w jej genialnym planie. Rozdrażnione strażniczki wszczęły alarm. Z ula wypadło na Zgagę tysiące pszczół, które bardzo szybko obsiadły jej głowę i grzbiet, kłując gdzie popadnie. Nie oszczędzały wielkiego brzuszyska i chudego zadka kozy. Zgaga z wrzaskiem wypadła na oślep z pasieki i okrutnie becząc pędziła przed siebie jak armatnia kula. Kierowała się prosto do stawu, bo intuicja jej podpowiadała, że pszczoły wody nie lubią. Minęła po drodze sołtysa, którego ten widok wprawił w ogromne osłupienie, bo nigdy nie widział żeby pszczoły jeździły na kozie.
Zgaga po drodze usilnie starała się pozbyć niechcianych towarzyszy. Zarzucała głową na lewo i w prawo, potrząsała brodą, merdała ogonem, skakała po drodze jak piłka, po czym z całym impetem runęła do stawu. Pszczoły zawisły nad wodą, pobuczały jeszcze trochę oburzone i wróciły na pasiekę poskarżyć się Wrzoskowi, że paskudna koza chciała zrobić napad na ul.
Tymczasem Zgaga, posiedziawszy trochę w szuwarach, postanowiła z nich wyjść. Nie pomyślała tylko, że wpadając do bajora, warstwa mułu tak skutecznie wciągnie jej nogi, że nie będzie mogła się ruszyć. Im bardziej starała się wyjść, tym bardziej zapadała się w grząskim dnie i już po chwili tafla wody dotykała jej nosa.
Najpewniej by utonęła uparta koza, gdyby nie ingerencja sołtysa, który zadzwonił po strażaków. Ci, po kilku godzinach i karkołomnych wyczynach gimnastycznych, wyciągnęli z bajora przerażoną Zgagę. Babka Janina była załamana i doszła do wniosku, że już ma dość. Koza idzie na targ i niech ktoś inny się z tym czortem męczy.
I to był pierwszy dzień, kiedy Zgaga pokornie dreptała za babką do domu. Mijały dni, a we wsi nikt już szalonej Zgagi więcej nie widział. Koza nie wychodziła ze swojego podwórka. Pasła się grzecznie na łące i ponoć nawet dużo mleka zaczęła dawać, ku wielkiej radości Janiny.
Pewnego dnia babka Janina przyszła z dzbankiem mleka na pasiekę.
- Przyszłam Wam podziękować – oświadczyła uroczyście stawiając na stole dzbanek - bo Wasze pszczoły moją kozę rozumu nauczyły.
- Ale jak to? - zapytali z niedowierzaniem ludzie.
- No! Bo taką lekcję jej dały, że teraz z podwórka nie wychodzi - stwierdziła szczęśliwa babka. - Mleko daje i to całkiem dobre. Przyniosłam Wam, żebyście spróbowali.
- Czyli Zgaga ma się dobrze?
- Wyśmienicie! A tak w ogóle to ona Rozalia się nazywa, tylko jakoś nie było okazji mówić jej po imieniu - roześmiała się Janina, po czym owinęła się w ciepłą chustę i podreptała zadowolona do domu.
- Napiłabym się takiego mleka… - rozmarzyła się Czarna, która przysłuchiwała się rozmowie gospodarzy.
- No coś Ty?! Żebyś tak szalała jak ta koza? – żartował Fokus. - Szkoda pszczół! Teraz Ciebie musiałyby uczyć rozumu! - roześmiał się pies i pobiegł w stronę ogrodu, gdzie Stefan już czekał na kolejną porcję soczystych dżdżownic.
c.d.n.
Autor: Ewa Zawadzka
2023-09-08
Powyższy tekst chroniony jest prawami autorskimi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden z fragmentów lub całość tekstu nie może być kopiowana ani publikowana w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Autorki. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Najczęściej czytane:
Promocja książki "Opowieści z Nawłociowej Pasieki"
Spotkanie z Qbą Bociągą
Podsumowanie projektu Nawłociowa Pasieka Dzieciom
Polecane strony:
KB Systems s.c. - projektowanie zaawansowanych aplikacji internetowych
Elunia.korwinow.com - wiersze, rymowanki, fraszki
CampingSielanka.pl - biwak, kajaki, relaks
Wykorzystujemy pliki cookies, aby nasz serwis lepiej spełniał Państwa oczekiwania. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Aby dowiedzieć się więcej na temat cookies kliknij tutaj.